czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 9

Amy, Louise i Luke siedzieli przy stole. W pomieszczeniu byli chyba wszyscy uczniowie. Rozmawiali, snując powody tutejszego zebrania. Większość z nich Amelia widziała po raz pierwszy.
W pomieszczeniu zrobiło się ciemno, zupełnie jak w kinie przed seansem. Rozmowy ucichły. W miejscu, gdzie wydawano posiłki rozbłysło jasne światło i Amy musiała zmrużyć oczy aby wyraźnie zobaczyć kobietę, która tam stała. Była to pani Emily Sanders, dyrektorka Akademii. Miała na sobie sukienkę przed kolano,oczywiście czarną i baleriny w tym samym kolorze. Była szczupła i ładna,jak wszyscy tutaj co niezbyt podobało się Amy. Brązowe, lśniące włosy były związane w warkocz, który opadał na lewe ramię dyrektorki.
- Proszę o uwagę - powiedziała kobieta, zupełnie bez potrzeby, ponieważ w sali było cicho, jak makiem zasiał.- Zebraliśmy was tutaj, by ogłosić ważne wiadomości.Mianowicie - podniosła głos - między Akademią Wody i Ognia wybuchł konflikt - przerwała aby wszyscy przetrawili nowe wiadomości i po chwili podjęła ponownie.- Obie Akademie próbują przeciągnąć nas na swoją stronę,bo jak zapewne zauważyliście, nasze zdolności mogą pomóc zaszkodzić jednej albo drugiej stronie. My nie chcemy brać udziału w tym konflikcie. Spór między tymi żywiołami na pewno odciśnie się na ludziach. Te dwa żywioły walczące ze sobą nie wróżą nic dobrego. Chcę was jedynie prosić o unikanie kontaktu z uczniami i członkami tychże Akademii. Nie chcemy brać w tym udziału. Naszym zadaniem będzie pomaganie ludziom w tych trudnych momentach - Pani Emily odchrząknęła. - Teraz proszę was o rozejście się do swoich pokoi.

Amy, Luke i Louise przeciskali się przez drzwi z resztą uczniów. Wszyscy byli poddenerwowani nowymi wiadomościami i dało się to wręcz wyczuć w powietrzu.
- Porozmawiamy o tym wszystkim jutro, dobrze? - Amy zwróciła się do przyjaciół. - Jestem zmęczona i chciałabym położyć się spać.
Louise i Luke pomachali jej na pożegnanie i poszli w swoją stronę.

Amy weszła do pokoju, zapaliła światło i ujrzała ciemnowłosego chłopaka siedzącego na jej krześle.
- Proszę nie krzycz, chcę tylko porozmawiać.

To było dziwne, ponieważ dziewczyna nie poczuła strachu. Miała nadzieję, że teraz wyjaśnią się te wszystkie incydenty z listami i napisami na oknach. Pewność siebie, jak zauważyła też pewnie jest zasługą bycia w Akademii. Będąc tu już dwa tygodnie ani razu nie widziała kogoś nieśmiałego, starającego się zejść wszystkim z drogi.
Amy usiadła w bezpiecznej odległości od nieznajomego. 
- Dobrze, słucham - usłyszała swoje słowa. Wciąż nie mogła się do tego przyzwyczaić, że rozmawiając z nieznajomymi na jej twarz nie wkradają się rumieńce.
- Sprawa jest taka - zaczął nieznajomy. Dziewczyna spojrzała na jego ubranie. Było takie same jak nosili w Akademii Powietrza, tylko różniło się kolorem płomienia. Ten na jego bluzce był pomarańczowy. - Na pewno już wiesz o konflikcie między Wodą i Ogniem. - Amy przytaknęła. - Przyszedłem cię prosić abyś do nas dołączyła.
- Nie wiem czy zauważyłeś, ale ja należę tutaj i nie zamierzam się nigdzie wybierać - odpowiedziała.
- Nic nie rozumiesz. Tylko ty masz wszystkie moce i możesz pomóc nam w wygraniu tej wojny! - chłopak podniósł głos.- Jeśli masz wszystkie moce, możesz należeć wszędzie. Dlaczego wybierasz akurat miejsce, gdzie nie mówią ci całej prawdy? - powrócił do normalnego tonu. Amy przyjrzała się jego twarzy. Był starszy od niej, miał ostre rysy twarzy i brązowe oczy w kształcie migdałów. 
- Czego mi nie mówią? - zaciekawiła się.
- Powiedzieli ci co się dzieje z twoją rodziną? - zapytał lekceważąco. - Nie - sam sobie odpowiedział.
Teraz Amy nic nie odpowiedziała. Przez cały czas tłumiła w sobie tęsknotę do bliskich, a teraz ,gdy o tym pomyślała łzy, jedna po drugiej zaczęły lecieć jej po policzku.
Twarz nieznajomego złagodniała. Podszedł do Amelii i wyciągnął rękę z zamiarem dotknięcia jej w ramię. Dziewczyna się odsunęła. 
- W takim razie zabiorę cię do nich i wtedy zdecydujesz co chcesz zrobić. Dobrze? - Amy pokiwała głową na znak zgody. 
Podszedł do jej biurka i wyciągnął telereporter z szuflady.
- Skąd wiesz, gdzie go trzymam? - Dziewczyna odzyskała zimną krew.
- Nie takie rzeczy wiem o tobie - odpowiedział jej z lekkim uśmiechem na twarzy.- A tak w ogóle to mam na imię Matt.
Chłopak uruchomił urządzenie i Amy poczuła mrowienie na całym ciele. 

piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział 8

Otworzyła kopertę z której wyjęła białą, złożoną na pół kartkę.
Schludne i zgrabne literki, napisane niebieskim tuszem ułożone były w dwa zdania:
Wciąż Cię obserwuję. Nie ufaj nikomu.
Amy nie przestraszyła się listu lecz tego, że ktoś był w jej pokoju. Podczas, gdy ona spała, całkiem bezbronna. Zgięła list i siedziała do rana wpatrzona w okno.

Kolejne dni minęły zwyczajnie, żadnych niepokojących listów. Amy była zadowolona ze swojego planu zajęć: biologia, angielski, matematyka i dwie godziny zajęć z mocy. Codziennie przez ostatnie dwie lekcje umierała z nudów. Nie pokazywali jak znikać, tylko bezpieczeństwo bla, bla, bla.

Po obiedzie, gdy zmaterializowała się w holu dzięki pomocy telereportera ruszyła w stronę pokoju Louise, którą ostatnio się zaprzyjaźniła. Amy uwielbiała uczucie towarzyszące teleportacji, jakby każda jej komórka zaczynała żyć od nowa. Coraz bardziej jej się tu podobało, jednak nie przebolała jeszcze tego, że jej blizna zniknęła. Może to głupie, ale przypominała jej matkę, jej głos, który używała, kiedy Amy była chora. Zmartwiony i łagodny. Tęskniła za domem. Tak bardzo chciałby zobaczyć rodziców i małego Mike'a .
Dwa razy zastukała w drzwi i nacisnęła klamkę.
-  Hej - zagadnęła koleżankę czytającą książkę. - Nauczysz mnie czegoś o znikaniu?
Louise siedziała przy czarnym, dużym biurku. Jej długie włosy były rozpuszczone i opadały falami na ramiona.
- Okej - powiedziała uśmiechając się. - I tak umieram z nudów.
Amy usiadła po turecku na okrągłym, granatowym dywanie.
- Loui, mogę cię o coś zapytać?
- Już się boję - odpowiedziała Louise i usiadła obok Amy.
- Wciąż nie rozumiem tego, jak zostałam tutaj wybrana - wyznała Amy. - Dlaczego ja?
- W połowie grudnia był huragan, pamiętasz? To wtedy cię wybrano. Robią tak co kilka miesięcy i sprowadzają nowych.
- Teraz rozumiem, dlaczego ta staruszka kazała mi uciekać.Mogłam posłuchać. - Amy wymruczała pod nosem. - A to, że jakiś gościu, w środku nocy pisał mi coś na szybie jest normalne? To, że znajduje jakieś listy... tak powinno być?
Louise patrzyła na Amy w zdumieniu.
- Nie,to raczej nie jest normalne. Okno było otworzone od wewnątrz?
- Nie - odpowiedziała Amy.
Louise wstała i podeszła do drzwi.
- Zaczekaj, zaraz wrócę - rzuciła i wyszła z pokoju.
Wróciła po 15 minutach z Lukiem.
- Po co on tu przyszedł? - zapytała Amy nie siląc się na przyjazny ton. Już od pierwszego dnia za nim nie przepadała,a on najwyraźniej czerpał przyjemność z jej denerwowania.
- Amy, mogę zobaczyć to okno w twoim pokoju? - Luke zapytał z uśmiechem, ignorując jej skwaszoną minę.
Amy westchnęła i ruszyła do drzwi. Nie marzyła o niczym innym, jak o Luku w jej pokoju. Starała się unikać jego towarzystwa, ale dodatkowym utrudnieniem, było to, że on i Louise byli parą, więc na stołówce była skazana na jego towarzystwo. Niby mogłaby usiąść z kimś innym, ale z nikim  się nie przyjaźniła, najwyżej zamieniła kilka grzecznościowych słów.

Luke podszedł do okna, po drodze nie omieszkał skomentować pluszaków ustawionych na szafce. Amy tylko przewróciła oczami.
Chłopak otworzył okno i oglądał je kilka minut. Amelia już chciała rzucić sarkastyczną uwagę, ale powstrzymała się.
- Loui, podejdź tu na chwilę.
Dziewczyna podeszła do okna. Luke pokazał jej jej coś przy zewnętrznej stronie okna.
- Wygląda jak przepalone - powiedziała Louise. Chłopak kiwnął głową.
- Amy, czy tego nie było wcześniej?
Blondynka podeszła do okna i potrząsnęła przecząco głową.
- Louise mówiła, że dostałaś list, pokażesz go?
Amelia podeszła do biurka, wyciągnęła kopertę i podała ją Lukowi myśląc o ogniu. Ciepłych, pomarańczowych płomieniach.
- Amy! Przestań. - poczuła jak ktoś potrząsa ją za ramie.
Spojrzała na Luka. Z koperty, którą mu podała został czarny, zwęglony strzępek.
- Co... Ja to zrobiłam? - Louise i Luke potrząsnęli twierdząco głową.
- Nie ma co, gorąca z ciebie dziewczyna - skwitował chłopak, a Loui go szturchnęła.

Podczas, gdy Amy, Louise i Luke dyskutowali o tym, co powinni zrobić z nowo odkrytą zdolnością Amelii usłyszeli alarm i głos nakazujący przerwać wykonywane czynności i przyjść do stołówki.

________________________
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze, bardzo wiele dla mnie znaczą :) Wesołych Świąt! :)

piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział 7

W lustrzanym odbiciu Amelia zobaczyła szczupłą dziewczynę o delikatnych rysach. Na oko była przynajmniej 10 kilogramów chudszą od niej. Miała duże niebieskie oczy. Amy spojrzała na twarz. Ani śladu jakiejś krostki, a nad lewą brwią nie było śladu po ospie. Dziewczyna poczuła wściekłość. Miała ochotę stłuc lustro, w którym widziała osobę, której nie poznawała. Nie była zadowolona z nowej figury i cery bez żadnej skazy. Dlaczego zabrali jej nawet głupią bliznę po ospie?  Utrata wagi, brak blizny, idealna cera to na pewno rzeczy za które większość byłaby wdzięczna, ale ona czuła tylko narastający gniew. Wzięła głęboki wdech, powstrzymując się przed zbiciem lustra i wyszła z łazienki. Weszła do łóżka, wślizgnęła się pod kołdrę, położyła i zamknęła oczy z nadzieją, że to tylko zły sen.

Amy leżała pochłonięta myślami. Teraz perfekcyjny wygląd tutejszych ludzi nabrał sensu. Zastanawiała się jaki sens ma to, że wszyscy są idealni. Nie o to przecież chodzi. To, że ludzie są niedoskonali sprawia przecież, że są piękni.
Z zadumy wyrwało ją pukanie do drzwi. Nie zamierzała otwierać. Nie chciała nikogo widzieć. Gość najwyraźniej tego nie wiedział i nacisnął klamkę. Amy patrzyła na otwierające drzwi z nadzieją, że może ma jeszcze super moc zamykania drzwi. Niestety nie.

Do pokoju weszła Louise, dziewczyna, którą poznała rano.
- Hej. Isabelle, nasza opiekunka kazała mi do ciebie zajrzeć i sprawdzić,czy wszystko dobrze.Dlaczego nie przyszłaś na obiad i kolację? - powiedziała Louise zamykając drzwi.Podeszła do łóżka i przysiadła na zielonej pościeli Amy.
Amelia całkiem zapomniała o posiłku i dopiero na wspomnienie o nim poczuła głód.
- Czy wszystko dobrze? Oh, wspaniale. To noc, że w jedną noc schudłam 10 kilogramów. To nic, że nie poznaje swojego odbicia. To nic, że nie mam pojęcia, gdzie jestem. Jednym słowem jest wspaniale. - Nie chciała oskarżać o to  Louise, ale musiała dać upust emocjom.
Brunetka patrzyła niedowierzającym wzrokiem na Amy i wymruczała coś pod nosem.
- Słuchaj, rozumiem, że nie wiesz o co chodzi, czujesz się zagubiona i tak dalej, ale daj spokój. Rozczulanie się nad sobą nic nie da. - Louise powiedziała to stanowczym i zdecydowanym tonem. Wstała, poprawiła swoją czarną sukienkę, która sięgała do połowy uda i wstała. Podeszła do drzwi, złapała za klamkę i rzuciła do Amy:
- Wstawaj, musisz coś zjeść.

Louise zaprowadziła Amy do jadalni. Amelia stwierdziła, że ją polubi. Było jej okropnie wstyd za to rozczulanie się nad sobą, ale postanowiła, że to nigdy się już nie powtórzy.
Dziewczyna wzięła kanapkę z szynką i butelkę soku pomarańczowego. Louise zaprowadziła ją do stołu, gdzie siedziała rudowłosa dziewczyna.
- Amy, Rachel, Rachel, Amy. - powiedziała Louise siadając.
- Hej. - rzuciła nieśmiało Amy, siadając obok nowo poznanej dziewczyny.
Rachel uśmiechnęła się w odpowiedzi. Miała krótkie, - co było rzadkością z tego co zaobserwowała Amy - rude włosy, różowe usta i zielone oczy. Amelia zastanawiała się, czy przed przybyciem do Akademii Rachel miała piegi.
- Co tam nowego? - Louise zapytała Rachel. Uśmiechnęła się i zwróciła do Amy:
- Rachel wie wszystko o wszystkim -
- Oj, nie przesadzaj - z uśmiechem odpowiedziała rudowłosa.- A więc między Ogniem, a Wodą wybuchł konflikt. Nie wiem dokładnie o co chodzi, ale nie wygląda to najlepiej.
- Naprawdę? Ale chyba nie zanosi się na coś poważnego? - zapytała Louise,
Amy nie miała pojęcia o czym rozmawiają, więc przestała słuchać.
Louise i Rachel dalej rozmawiały, teraz najwyraźniej o chłopcach, ale Amelia poczuła się niezręcznie.
- Ja już pójdę, nie będę wam przeszkadzać. - wstała i wzięła do ręki pustą butelkę po soku.
- Trafisz z powrotem? - zapytała Louise
Amy pokiwała głową i zwróciła się do Rachel:
- Miło było cię poznać. - rudowłosa tylko kiwnęła głową i delikatnie się uśmiechnęła.

Amelia szła przez szary korytarz w stronę holu. Żałowała,że nie zabrała telereportera.
Gdy o tym pomyślała, stwierdziła, że to zabawne, bo jeszcze wczoraj na myśl o tym, że będzie miała coś takiego postukałaby się w głowę.
Po 10 minutach marszu wreszcie doszła do holu. Poczuła zmęczenie i czego teraz chciała to prysznic i cieplutkie łóżko. Skierowała się w stronę drzwi do swojego pokoju.
- Buuuu! -  usłyszała i zobaczyła materializującego się przed sobą chłopaka. Miał gęste blond włosy i wyraźnie zarysowane mięśnie pod granatową koszulką, kończącą się pod obojczykami.
- Nudzi ci się? - przystanęła i spytała lekko poirytowana, przypominając sobie, że to ten chłopak, który śmiał się z niej rano, kiedy się potknęła.
- Spokojnie - chłopak podniósł ręce w obronnym geście - chciałem się tylko przedstawić. Jestem Luke.
- Amy - odpowiedziała. - Nie mam już dzisiaj ochoty na pogaduszki. Do jutra. - rzuciła i ominęła chłopaka.
- Dobranoc, słodkich snów. - rzucił rozbawionym tonem Luke.

Amy wzięła prysznic i położyła się do łóżka, sprawdzając czy okno jest zamknięte. Położyła się i wyczerpana zasnęła.

W środku nocy obudził ją wiatr. Podeszła do okna, było otwarte. Zamknęła je i spojrzała na biurko, na którym leżała zielona koperta z jej imieniem.

sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 6

Amy chciała jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju. Do drzwi brakowało jej kilka metrów, gdy się potknęła i wywróciła. Usłyszała stłumione śmiechy. Zacisnęła zęby, wstała, podeszła do drzwi i już chciała nacisnąć klamkę, gdy za plecami usłyszała znajomy głos. Odwróciła się.
- Kochana, nie denerwuj się. Każdy miał swój pierwszy dzień, a na tych co się śmieją nie zwracaj uwagi. Luke i jego znajomi to banda debilów.
- Dzięki, dam sobie radę - wymruczała. Jej rozmówczynią okazała się Anne, dziewczyna ze starej szkoły. Nie mogła nazwać jej koleżanką, nigdy nie zamieniły ze sobą nawet jednego słowa. Amy zawsze wydawało się, że Anne jest najładniejszą dziewczyną na świecie i po cichu jej tego zazdrościła.  Miała idealną cerę, bez żadnej skazy. W przeciwieństwie do Amy, na której twarzy zawsze była jakaś krosta i jeden mały ślad po ospie, tuż nad lewą brwią.Anne miała idealną, dziewczęcą figurę i kręcone blond włosy do łopatek.Jednak teraz Amy miała wątpliwości czy dziewczyna rzeczywiście jest taka doskonała, ponieważ na kogo, by tutaj nie spojrzała był ideałem. Wolała nie myśleć, co o jej wyglądzie sądzą inni.
- Na pewno jesteś, zdenerwowana i zdezorientowana. To w końcu twój pierwszy dzień - uśmiechnęła się. - Masz jakieś pytania?
- Nie dzięki, poradzę sobie - Amy odpowiedziała niezbyt miłym tonem. Poczuła wstyd, ale i zaskoczenie. W końcu Anne chciała jej tylko pomóc. Była zdziwiona tym, że powiedziała to głośno, zdecydowanie i nie oblała się rumieńcem.
- Już cię zostawiam samą, żebyś sobie wszystko uporządkowała. - powiedziała Anne przyjaznym tonem. - Ale, gdy  przebierzesz się w jakieś normalne ciuchy - Spojrzała na Amy, która była ubrana w fioletową piżamę. - spójrz w lustro. - uśmiechnęła się i odeszła w kierunku kanapy.

Amy siedziała na łóżku. Swoim łóżku, w swoim pokoju. Chciała płakać, chciała stąd uciekać, chciała do rodziny. Co to ma znaczyć, że jest w jakiejś Akademii? Dlaczego nigdy nie słyszała o takiej szkole, czy rodzice wiedzą co się z nią dzieję? Blondynka podniosła głowę, otarła policzki po których popłynęło kilka łez i spojrzała na ścianę. Coś było nie tak. Na ścianie, która dotąd była pusta znajdowały się drzwi. Wstała, otworzyła je i zobaczyła łazienkę. Poczuła delikatny zapach odświeżacza powietrza.Ściany były wyłożone błękitnymi kafelkami, na podłodze, obok czarnej, lśniącej kabiny prysznicowej leżała zielona mata antypoślizgowa. Obok białej toalety stał kosz na brudne ubrania, jak się domyśliła. Nad umywalką wisiała duża, czarna szafka. Blondynka weszła do nowo odkrytego pomieszczenia i otworzyła ją. Na półce stała jej fioletowa szczoteczka do zębów i do połowy zużyta  pasta do zębów. Stwierdziła, że wszystko zostało zabrane z jej mieszkania. Zamknęła drzwiczki od szafki, odwróciła się na pięcie i wyszła z łazienki. Podeszła do szafy z ubraniami. Otworzyła ją. Zawartość, która zobaczyła nie należała do niej. Na wieszakach wisiały czarne bluzki, sukienki z motywem, który widziała u ludzi w holu - niebieskim płomieniem. Na dole stały buty: czarne baleriny i trampki. Na samej górze leżały poukładane, granatowe i czarne spodnie. Świetnie, pomyślała nie dość, że przenieśli mnie niewiadomo, gdzie to jeszcze wymienili mi całą garderobę. Mimo to, stwierdziła, że musi się przebrać. Nie będzie przecież paradować w fioletowej piżamce przez cały dzień. Swoją drogą zastanowiła się, która jest już godzina. Podeszła do biurka i otworzyła szufladę z nadzieją, że znajdzie tam swój telefon. Nic z tego. Zamiast niego leżało tam małe, niebieskie, prostokątne urządzenie z wyświetlaczem na którym widniała godzina 13:24 i kilkoma zielonymi diodami. Telepolter. Przejechała palcami po migających światełkach, zamknęła szufladę i poszła się przebrać.

Zmieniając ciuchy w łazience, zobaczyła lustro, które było ukryte za prysznicem. Podeszła do niego. W odbiciu zobaczyła dziewczynę, której nie poznawała.

wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział 5

Amy i Louise ruszyły na spacer po - jak wyjaśniła nowa koleżanka blondynki - internacie. Zastanawiała się jakim sposobem znalazła się tutaj. I jak znalazł się tutaj jej pokój.
- Teraz jesteśmy w holu - powiedziała Louise poprawiając długie, brązowe włosy zawiązane w kucyk.
Pokój był wielki, okrągły, dookoła były brązowe drzwi nad którymi wisiała tabliczka z imieniem mieszkańca, jak domyśliła się Amy. Ściany były jasno pomarańczowe. Na środku pokoju stały brązowe kanapy w czerwone pasy, telewizor, a przy stole, który ustawiony był pomiędzy telewizorem, a wypoczynkiem siedziało kilka osób, które albo wpatrywały się w telewizor, albo robiły coś na laptopach.
Wzrok Amy przykuła grupka osób stojących przy drzwiach z napisem "Luke". Chłopak o jasnych włosach raz znikał, a raz się pojawiał. Louise zauważyła, że Amy przygląda się tej scenie.
- To nic niezwykłego. Zaraz do tego dojdę. - powiedziała.
- To nic niezwykłego? - wymruczała blondynka.
- Chodź, pójdziemy do czytelni, tam ci wszystko wyjaśnię.
Amy weszła za Louise do pomieszczenia pełnego książek. W powietrzu unosił się zapach, który tak lubiła.
Usiadły na miękkich, zielonych fotelach.
-A więc zacznę od początku. - Louise usiadła wygodniej w fotelu i uśmiechnęła się.
Amy nie mogła już wytrzymać, chciała się wreszcie dowiedzieć gdzie jest i przede wszystkim dlaczego.
- Jesteśmy w Akademii Powietrza.- wreszcie zaczęła. - Zostałaś wybrana aby się tu uczyć, a potem pomagać w utrzymaniu równowagi na Ziemii. Istnieją jeszcze trzy takie akademie jak nasza: Wody, Ognia i Ziemii. Każdy z uczniów poszczególnej Akademii ma jedną zdolność. Naszą jest bycie niewidzialnym.
-To wiele wyjaśnia -mruknęła Amy przypominając sobie, że wielu ludzi jej nie zauważało.
Koleżanka blondynki uśmiechnęła się i kontynuowała.
- Każdy ma własny pokój, w którym jest telepolter. Możesz wybrać, gdzie chcesz się przemieścić, ale musi to być na terenie Akademii, a za nieprzestrzeganie tej reguły grozi kara. Lekcje trwają od 8 do 13. Posiłki jadamy o 7, 14 i 18 w stołówce, żeby się tam dostać użyj telepoltera.Jeśli zgłodniejesz wcześniej po prostu idź do kuchni, zawsze jest coś przygotowanego. Masz jakieś pytania?
- Dlaczego zostałam wybrana? Co z moją rodziną? Czy oni wiedzą, gdzie jestem?
- Musiałaś przejawiać zdolności. Nie bierzemy tutaj byle kogo. - Louise próbowała zażartować i odwrócić uwagę od pytań o rodzinę.
- Teraz muszę już iść.Trafisz sama do pokoju? - zapytała brunetka. - Zapomniałabym ci powiedzieć, w szafie w pokoju masz nowe ubrania, lepiej się przebierz - wstała i ruszyła ku drzwiom.
- Ok, jasne. - Amy próbowała, żeby jej głos zabrzmiał normalnie, ale była bliska płaczu.

Rozdział 4

Za otwartymi drzwiami Amy zobaczyła wielki, okrągły pokój. Nie wierzyła w to co zobaczyła.  Uszczypnęła się w ręke. Poczuła ból, czyli to wszystko dzieje się naprawdę, pomyślała.
W głowie kłębiły jej się pytania. Jak to możliwe, że ze swojego przytulnego pokoju przeniosła się do miejsca, którego nigdy w życiu nie widziała?
Stała w drzwiach z szeroko otwartymi oczyma i patrzyła.
W pomieszczeniu było dużo osób, na oko w jej wieku i trochę starszych. Wszyscy mieli rozczochrane włosy i ubrania w jednakowe wzory. Chłopcy byli w czarnych koszulkach z niebieskim płomieniem,ciemnych spodniach i czarnych butach.Dziewczyny ubrane były w czarne bluzki pod szyję z takim samym motywem,obcisłe, granatowe jeansy i czarne baleriny. Amy przyglądając się im stwierdziła, że kompletnie tu nie pasuję. Chłopcy byli wysportowani, a dziewczyny miały szczupłe figury i śliczne twarze.

-Hej. Czyli to ty jesteś ta nowa? - Te słowa przerwały Amy obserwacje, zrobiło jej się głupio, że stoi tam i się gapi.
Odwróciła głowę i zobaczyła dziewczyne o delikatnych rysach i śniadej cerze.
-Yyy, tak - Odpowiedziała cicho, dziwiąc się, że nie czuję ciepła oblewającego jej twarz.
-Pewnie masz wiele pytań, ale pozwól, że najpierw opowiem dlaczego tu jesteś i po co. - Jej głos był delikatny, słychać było w nim rozbawienie, ale również zrozumienie.
Amy stała przed piękną dziewczyną, niewiedząc co powiedzieć.
- Och, przepraszam. Jestem Louise, zastępczynią przewodniczącej - dodała z uśmiechem.
Blondynka co chwilę zerkała do tyłu sprawdzając, czy jej pokój - jedyna rzecz, którą znała (a może i go nie znała?)- wciąż tu jest.
- Amy.- odpowiedziała nieśmiało.
- Nie martw się, on nie zniknie.