sobota, 11 października 2014

Rozdział 11

Amy siedziała na swoim łóżku. Sama. W jej głowie kłębiły się myśli. Najpierw spaliła list,  wiadomości o nadchodzącej wojnie, a teraz jakiś nieznajomy chłopak zabiera ją do rodzinnego domu i okazuje się, że nie ma już rodziny. Nie zamierzała jednak płakać, już nie. Postanowiła, że dowie się prawdy i zrobi wszystko by wrócić do swojej rodziny.

Następnego ranka dziewczyna obudziła się niewyspana, co nie było dziwne, bo zasnęła dopiero nad ranem. Zastanawiała się czy powiedzieć o wszystkim Louise. Znała ją krótko, ale wydawało jej się, że może zaufać tej dziewczynie. Mimo, że była na nią zła, o zatajenie prawdy o rodzicach, chciała z kimś porozmawiać. Wiedziała też, że jeśli będzie sama w końcu się rozpłacze.
Brązowe drzwi Louise otworzyły się kiedy Amy chciała w nie zastukać. Zobaczyła Luke, który był ubrany w szary t-shirt z tym samym motywem co zawsze, czyli błękitnym płomieniem i przewróciła oczami. Jednak to prawda, że niektórych ludzi od razu nie lubimy, pomyślała. Chłopak  tylko się uśmiechnął ukazując śnieżnobiałe zęby i minął ją. Nic nie powiedział, co bardzo zdziwiło Amy. Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami i weszła do pokoju Lousie.
- Możemy porozmawiać?
- Jasne - odpowiedziała Louise uśmiechając się. Amy zastanowiła się, czy ta dziewczyna kiedykolwiek ma zły humor. Zawsze się uśmiecha. - Dziwne było to zebranie wczoraj, nie? Ale nie martw się, nie będzie tak źle - kontynuowała Loui. Kolejna cecha charakteru dziewczyny, opiekuńczość i optymizm zanotowała w myślach Amy.
- Tak, dziwne. Ale nie o tym chciałam rozmawiać. - Louise przerwała zmywanie liliowego lakieru z paznokci i spojrzała z zaciekawieniem, kiwając głową by dziewczyna kontynuowała.
- Dlaczego - Amy starała się zignorować gule w gardle - nikt mi do cholery nie powiedział, że moi rodzice mnie nie pamiętają?! - powiedziała odrobinę za ostro i pożałowała, nie chciała naskakiwać na dziewczynę, którą uważała za przyjaciółkę. - Przepraszam, nie chciałam żeby to zabrzmiało jakbym cię o to obwiniała. - Usiadła na czerwonym fotelu i spuściła głowę, nie chciała by Louise zauważyła, że jej oczy wypełniły się łzami. Przełknęła ślinę, wzięła oddech i zbierając się w sobie podniosła głowę.
- Słuchaj, wiem że to dla ciebie trudne, ale każdy z nas to tutaj przeżywał. Zobaczysz za jakiś czas ci się tutaj spodoba - powiedziała łagodnie i  jak zawsze optymistycznie Louise. - Nie ma co dramatyzować, nie bez powodu cię tu wybrano - dodała już bardziej stanowczo.
- Jasne, czyli mam się z tego cieszyć? - zapytała sarkastycznie Amy. - Jest... jakiś sposób by to odwrócić? Zrobię wszystko! - powiedziała tracąc kontrolę nad głosem, było słychać, że powstrzymuje się od płaczu.
Louise mrugnęła i potrząsnęła głową jakby coś jej przyszło do głowy. - Zaraz, skąd wiesz, że twoi rodzice cię nie pamiętają? - zignorowała pytanie Amelii. - Przecież jesteś tu zbyt krótko - dodała.
Amy pamiętała ostatnie słowa Matta - chłopaka który niewiadomo skąd się wziął, niewiadomo skąd wiedział tyle rzeczy o niej i jako jedyny był na tyle łaskawy by pokazać jej prawdę - który kazał jej nikomu o sobie nie mówić. Nie zamierzała go posłuchać, ale też nie chciała tak od razu wyjawić prawdy Louise. Ona też jej najwidoczniej w najbliższym czasie nie zamierzała uświadomić o rodzinie.
- A czy to ważne? - odpowiedziała. Zdziwiło ją to, że raz chce jej się płakać, a już za chwilę może mówić stanowczo. Jej humor w ciągu kilku sekund z rozpaczy zmieniał się w złość. Jej samopoczucie zmieniało się w ciągu kilku sekund, zupełnie ja  u ciemnowłosego chłopaka, którego poznała wczoraj.
- Tak, bardzo.
I znowu zmiana humoru. Poczuła potrzebę opowiedzenia przyjaciółce o chłopaku.
- O wszystkim powiedział mi taki chłopak. Nie jest chyba stąd, nigdy go nie widziałam i miał inne kolory płomieni na koszulce.
- Jaki kolor? - powiedziała zmartwiona Louise.
- Pomarańczowy, to z Akademii Ognia, prawda?
- Tak. Co mówił? - chciała wiedzieć dziewczyna. Amy chwilę zastanowiła się czy wspominać o tym, że Matt twierdził, że może pomóc im wygrać wojnę. Stwierdziła jednak, że tak, bo ta ciekawość Louis wypływa z troski o nią.
- Coś o tym, że mam wszystkie moce i mogę pomóc im wygrać wojnę - powiedziała niepewnie Amy.
- To nie może być prawda. - Louis wstała, rozlewając zmywacz do paznokci na białą toaletkę. - Cholera! - Zaczęła wycierać plamę, jednak po chwili zrezygnowała i machnęła ręką. Podeszła do Amelii, złapała ją za rękę i wstukała coś w telepolter.

Dziewczyny zmaterializowały się koło białej balustrady. Louise spojrzała na swoje do połowy zmyte paznokcie i się skrzywiła.
- Gdzie jesteśmy? - chciała wiedzieć Amy. Przyjaciółka lekko ją popchnęła i zaczęły iść korytarzem. Ściany były w kolorze ciemnej zieleni, a na podłodze leżała bordowa wykładzina. Na ścianach nie było okien. Nieźle dobrane kolory, pomyślała Amelia.
- Idziemy do Rachel, muszę się upewnić czy dobrze zapamiętałam z lekcji. Mogłam się uczyć tej cholernej historii! - powiedziała zdenerwowana Louise.
Stały przed białymi drzwiami z numerem 123, brunetka zapukała.
- Otwarte! - usłyszały w odpowiedzi. Louise szybko weszła do pokoju, Amy trochę mniej pewnie. Wydawało jej się, że Rachel za nią nie przepada.
- Słuchaj, pomagam nadrobić Amy zaległości w historii - zaczęła Loui z uśmiechem - i nie pamiętam dokładnie, czy były przypadki, że jeden człowiek posiadał wszystkie 4 moce, wody, ognia, powietrza i ziemi? - spytała, a Amy ucieszyła się, że Rachel nie dowie się o wszystkim.
- Tak -  odpowiedziała rozbawiona rudowłosa. Podeszła do biurka i wyciągnęła książke na której widniał tytuł "Tajemnice magii" i podała ją Louise. - Lepiej już się tutaj czujesz? Zadomowiłaś się już choć trochę? - zagadnęła Amy, która była zaskoczona, bo ostatnio Rachel niemal ją zignorowała.
- Tak już lepiej, dzięki - odpowiedziała uprzejmie.
- To już wszystko? - spytała rudowłosa, widać, że chciała się ich pozbyć.
- Mam jeszcze jedno pytanie. Kiedy ostatnio coś takiego się zdarzyło? - zapytała Louise.
- 500 lat temu, gdy trwała wojna między wodą i ogniem - odpowiedziała wzruszając ramionami.
Dziewczyny chwile stały w milczeniu. Amy spojrzała na łóżko Rachel. Leżał na nim szary, chłopięcy t-shirt. Zupełnie taki jaki miał na sobie Luke. Z łazienki wydobył się dźwięk upadającego przedmiotu. Amelia i Louise popatrzyły na siebie wycofując się w stronę drzwi.
- Nie wiedziałam, że masz gościa, przepraszam. Już idziemy - powiedziała Loui szczerząc się.
Rachel zaczerwieniła się, gdy drzwi od łazienki otworzyły się. Zobaczyły Luka bez koszulki i z potarganymi włosami. Rachel zaklęła pod nosem.
____________________
No i jestem. Trochę spóźnione, no, ale cóż?
Postaram się dodawać 2 rozdziały w miesiącu.
Chciałam się napisać długi, ale to chyba nie jest moja specjalność, haha.
Co o nim sądzicie? :)

środa, 9 lipca 2014

Nowe rozdziały

Bardzo przepraszam za taką przerwę, ale na początku tygodnia dodam nowy rozdział.
Ktoś chce to jeszcze czytać?

niedziela, 25 maja 2014

Zawieszam

Zawieszam bloga do 14 czerwca - będę miała wystawione oceny, będę miała czas na pisanie :)


czwartek, 8 maja 2014

Rozdział 10

Amy znalazła się w salonie w swoim domu. Nic się nie zmieniło. Ściany wciąż miały ciemno żółty kolor, puszysty brązowo- kremowy dywan, na którym tak uwielbiała leżeć i czytać wciąż leżał obok jasno brązowej komody na której stało zdjęcie na którym była razem ze swoim młodszym bratem, Mike'em. Obserwacje zakłócił jej obraz chłopaka, który utrudnił jej sprawdzenie czy telewizor wciąż jest na swoim miejscu. Dopiero, gdy na niego spojrzała zrozumiała jaka była ufna i lekkomyślna. Przecież ten chłopak mógł zabrać ją w jakiekolwiek inne miejsce i coś zrobić. Ale jednak to się nie stało i Matt zyskał w jej oczach.
Do pokoju weszła jej mama, Ellie. Miała na sobie pomarańczowy sweterek z małym dekoltem i czarne, obcisłe spodnie, które idealnie podkreślał jej szczupłe i długie nogi, pod tym względem nie była podobna do swojej córki. Nawet po metamorfozie Amy nogi dziewczyny nie były nawet w połowie tak jak jej. Blond włosy były zaplątane w koński ogon. Amy na widok matki podskoczyła i nie wiedziała co ma zrobić. Głupia, pomyślała. Przecież to moja mama!
- Mamo, hej. Mam nadzieję, że się nie martwiłaś - powiedziała skruszona. Już była  przygotowana na kazanie. Chociaż nie miała powodu. Przecież nie z własnej woli zniknęła ale, poczuła się winna. Kobieta jednak jakby nic nie usłyszała usiadła na ciemno- brązowym fotelu i włączyła telewizor.
Amy powtórzyła. Zero reakcji. Spojrzała na Matta, który stał i tylko ją obserwował. Podeszła do mamy i dotknęła jej ramion znów mówiąc:
- Mamo, halo. Słyszysz mnie? - Odpowiedzi jednak się nie doczekała.
Matt podszedł do niej, złapał ją za przedramię i odciągnął od Ellie.
- Dlaczego ona zachowuje się jak by mnie nie widziała? - od razu zapytała Amy.
Chłopak westchnął jakby to pytanie go zirytowało. Dziewczyna nie mogła połapać się w jego humorach. Raz był pomocny i miły, a za chwilę poirytowany albo znudzony.
- Ona cię nie widzi. Nie wie, że ma córkę, myśli, że ma tylko syna. Dla niej nie istniejesz.  - powiedział Matt i wyciągnął teleporter. Amy podeszła do niego i wyjęła mu z dłoni urządzenie. To co powiedział jeszcze do niej nie dotarło.
- Skąd wiesz, że mam brata? - spytała.
- A czy to ważne? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Dla mnie? Tak. Zjawiasz się w moim pokoju, wiesz o mnie rzeczy których ja sama nie jestem pewna. Znasz moją rodzinę. A teraz jeszcze jestem z tobą sam na sam, bo nikt inny nie może nas zobaczyć. - Matt przewrócił oczami na słowa Amy.
- Jeśli chciałbym coś ci zrobić myślisz, że przeniósł bym nas tutaj i dyskutował o tym?
- Wracam do Akademii - oznajmiła Amelia ustawiając teleporter na adres jej nowego domu.

Stała na środku pokoju i przyglądała się mu. Patrzyła na meble, które wybrała razem z mamą. Łóżko na którym bawiła się z tatą, gdy była mała dziewczynką. Plamę na dywanie, którą zrobiła Mike. A teraz nikt jej nie pamięta, jej rodzina nie wie, że istnieje. Została sama. Piętnastoletnia dziewczyna na pewno nie jest na to gotowa.

____________________________________
Wiem, wiem, że rozdział jest krótki, ale zamieściłam w nim wszystko co chciałam i wybaczcie, ale więcej nie wymyślę :D

czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 9

Amy, Louise i Luke siedzieli przy stole. W pomieszczeniu byli chyba wszyscy uczniowie. Rozmawiali, snując powody tutejszego zebrania. Większość z nich Amelia widziała po raz pierwszy.
W pomieszczeniu zrobiło się ciemno, zupełnie jak w kinie przed seansem. Rozmowy ucichły. W miejscu, gdzie wydawano posiłki rozbłysło jasne światło i Amy musiała zmrużyć oczy aby wyraźnie zobaczyć kobietę, która tam stała. Była to pani Emily Sanders, dyrektorka Akademii. Miała na sobie sukienkę przed kolano,oczywiście czarną i baleriny w tym samym kolorze. Była szczupła i ładna,jak wszyscy tutaj co niezbyt podobało się Amy. Brązowe, lśniące włosy były związane w warkocz, który opadał na lewe ramię dyrektorki.
- Proszę o uwagę - powiedziała kobieta, zupełnie bez potrzeby, ponieważ w sali było cicho, jak makiem zasiał.- Zebraliśmy was tutaj, by ogłosić ważne wiadomości.Mianowicie - podniosła głos - między Akademią Wody i Ognia wybuchł konflikt - przerwała aby wszyscy przetrawili nowe wiadomości i po chwili podjęła ponownie.- Obie Akademie próbują przeciągnąć nas na swoją stronę,bo jak zapewne zauważyliście, nasze zdolności mogą pomóc zaszkodzić jednej albo drugiej stronie. My nie chcemy brać udziału w tym konflikcie. Spór między tymi żywiołami na pewno odciśnie się na ludziach. Te dwa żywioły walczące ze sobą nie wróżą nic dobrego. Chcę was jedynie prosić o unikanie kontaktu z uczniami i członkami tychże Akademii. Nie chcemy brać w tym udziału. Naszym zadaniem będzie pomaganie ludziom w tych trudnych momentach - Pani Emily odchrząknęła. - Teraz proszę was o rozejście się do swoich pokoi.

Amy, Luke i Louise przeciskali się przez drzwi z resztą uczniów. Wszyscy byli poddenerwowani nowymi wiadomościami i dało się to wręcz wyczuć w powietrzu.
- Porozmawiamy o tym wszystkim jutro, dobrze? - Amy zwróciła się do przyjaciół. - Jestem zmęczona i chciałabym położyć się spać.
Louise i Luke pomachali jej na pożegnanie i poszli w swoją stronę.

Amy weszła do pokoju, zapaliła światło i ujrzała ciemnowłosego chłopaka siedzącego na jej krześle.
- Proszę nie krzycz, chcę tylko porozmawiać.

To było dziwne, ponieważ dziewczyna nie poczuła strachu. Miała nadzieję, że teraz wyjaśnią się te wszystkie incydenty z listami i napisami na oknach. Pewność siebie, jak zauważyła też pewnie jest zasługą bycia w Akademii. Będąc tu już dwa tygodnie ani razu nie widziała kogoś nieśmiałego, starającego się zejść wszystkim z drogi.
Amy usiadła w bezpiecznej odległości od nieznajomego. 
- Dobrze, słucham - usłyszała swoje słowa. Wciąż nie mogła się do tego przyzwyczaić, że rozmawiając z nieznajomymi na jej twarz nie wkradają się rumieńce.
- Sprawa jest taka - zaczął nieznajomy. Dziewczyna spojrzała na jego ubranie. Było takie same jak nosili w Akademii Powietrza, tylko różniło się kolorem płomienia. Ten na jego bluzce był pomarańczowy. - Na pewno już wiesz o konflikcie między Wodą i Ogniem. - Amy przytaknęła. - Przyszedłem cię prosić abyś do nas dołączyła.
- Nie wiem czy zauważyłeś, ale ja należę tutaj i nie zamierzam się nigdzie wybierać - odpowiedziała.
- Nic nie rozumiesz. Tylko ty masz wszystkie moce i możesz pomóc nam w wygraniu tej wojny! - chłopak podniósł głos.- Jeśli masz wszystkie moce, możesz należeć wszędzie. Dlaczego wybierasz akurat miejsce, gdzie nie mówią ci całej prawdy? - powrócił do normalnego tonu. Amy przyjrzała się jego twarzy. Był starszy od niej, miał ostre rysy twarzy i brązowe oczy w kształcie migdałów. 
- Czego mi nie mówią? - zaciekawiła się.
- Powiedzieli ci co się dzieje z twoją rodziną? - zapytał lekceważąco. - Nie - sam sobie odpowiedział.
Teraz Amy nic nie odpowiedziała. Przez cały czas tłumiła w sobie tęsknotę do bliskich, a teraz ,gdy o tym pomyślała łzy, jedna po drugiej zaczęły lecieć jej po policzku.
Twarz nieznajomego złagodniała. Podszedł do Amelii i wyciągnął rękę z zamiarem dotknięcia jej w ramię. Dziewczyna się odsunęła. 
- W takim razie zabiorę cię do nich i wtedy zdecydujesz co chcesz zrobić. Dobrze? - Amy pokiwała głową na znak zgody. 
Podszedł do jej biurka i wyciągnął telereporter z szuflady.
- Skąd wiesz, gdzie go trzymam? - Dziewczyna odzyskała zimną krew.
- Nie takie rzeczy wiem o tobie - odpowiedział jej z lekkim uśmiechem na twarzy.- A tak w ogóle to mam na imię Matt.
Chłopak uruchomił urządzenie i Amy poczuła mrowienie na całym ciele. 

piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział 8

Otworzyła kopertę z której wyjęła białą, złożoną na pół kartkę.
Schludne i zgrabne literki, napisane niebieskim tuszem ułożone były w dwa zdania:
Wciąż Cię obserwuję. Nie ufaj nikomu.
Amy nie przestraszyła się listu lecz tego, że ktoś był w jej pokoju. Podczas, gdy ona spała, całkiem bezbronna. Zgięła list i siedziała do rana wpatrzona w okno.

Kolejne dni minęły zwyczajnie, żadnych niepokojących listów. Amy była zadowolona ze swojego planu zajęć: biologia, angielski, matematyka i dwie godziny zajęć z mocy. Codziennie przez ostatnie dwie lekcje umierała z nudów. Nie pokazywali jak znikać, tylko bezpieczeństwo bla, bla, bla.

Po obiedzie, gdy zmaterializowała się w holu dzięki pomocy telereportera ruszyła w stronę pokoju Louise, którą ostatnio się zaprzyjaźniła. Amy uwielbiała uczucie towarzyszące teleportacji, jakby każda jej komórka zaczynała żyć od nowa. Coraz bardziej jej się tu podobało, jednak nie przebolała jeszcze tego, że jej blizna zniknęła. Może to głupie, ale przypominała jej matkę, jej głos, który używała, kiedy Amy była chora. Zmartwiony i łagodny. Tęskniła za domem. Tak bardzo chciałby zobaczyć rodziców i małego Mike'a .
Dwa razy zastukała w drzwi i nacisnęła klamkę.
-  Hej - zagadnęła koleżankę czytającą książkę. - Nauczysz mnie czegoś o znikaniu?
Louise siedziała przy czarnym, dużym biurku. Jej długie włosy były rozpuszczone i opadały falami na ramiona.
- Okej - powiedziała uśmiechając się. - I tak umieram z nudów.
Amy usiadła po turecku na okrągłym, granatowym dywanie.
- Loui, mogę cię o coś zapytać?
- Już się boję - odpowiedziała Louise i usiadła obok Amy.
- Wciąż nie rozumiem tego, jak zostałam tutaj wybrana - wyznała Amy. - Dlaczego ja?
- W połowie grudnia był huragan, pamiętasz? To wtedy cię wybrano. Robią tak co kilka miesięcy i sprowadzają nowych.
- Teraz rozumiem, dlaczego ta staruszka kazała mi uciekać.Mogłam posłuchać. - Amy wymruczała pod nosem. - A to, że jakiś gościu, w środku nocy pisał mi coś na szybie jest normalne? To, że znajduje jakieś listy... tak powinno być?
Louise patrzyła na Amy w zdumieniu.
- Nie,to raczej nie jest normalne. Okno było otworzone od wewnątrz?
- Nie - odpowiedziała Amy.
Louise wstała i podeszła do drzwi.
- Zaczekaj, zaraz wrócę - rzuciła i wyszła z pokoju.
Wróciła po 15 minutach z Lukiem.
- Po co on tu przyszedł? - zapytała Amy nie siląc się na przyjazny ton. Już od pierwszego dnia za nim nie przepadała,a on najwyraźniej czerpał przyjemność z jej denerwowania.
- Amy, mogę zobaczyć to okno w twoim pokoju? - Luke zapytał z uśmiechem, ignorując jej skwaszoną minę.
Amy westchnęła i ruszyła do drzwi. Nie marzyła o niczym innym, jak o Luku w jej pokoju. Starała się unikać jego towarzystwa, ale dodatkowym utrudnieniem, było to, że on i Louise byli parą, więc na stołówce była skazana na jego towarzystwo. Niby mogłaby usiąść z kimś innym, ale z nikim  się nie przyjaźniła, najwyżej zamieniła kilka grzecznościowych słów.

Luke podszedł do okna, po drodze nie omieszkał skomentować pluszaków ustawionych na szafce. Amy tylko przewróciła oczami.
Chłopak otworzył okno i oglądał je kilka minut. Amelia już chciała rzucić sarkastyczną uwagę, ale powstrzymała się.
- Loui, podejdź tu na chwilę.
Dziewczyna podeszła do okna. Luke pokazał jej jej coś przy zewnętrznej stronie okna.
- Wygląda jak przepalone - powiedziała Louise. Chłopak kiwnął głową.
- Amy, czy tego nie było wcześniej?
Blondynka podeszła do okna i potrząsnęła przecząco głową.
- Louise mówiła, że dostałaś list, pokażesz go?
Amelia podeszła do biurka, wyciągnęła kopertę i podała ją Lukowi myśląc o ogniu. Ciepłych, pomarańczowych płomieniach.
- Amy! Przestań. - poczuła jak ktoś potrząsa ją za ramie.
Spojrzała na Luka. Z koperty, którą mu podała został czarny, zwęglony strzępek.
- Co... Ja to zrobiłam? - Louise i Luke potrząsnęli twierdząco głową.
- Nie ma co, gorąca z ciebie dziewczyna - skwitował chłopak, a Loui go szturchnęła.

Podczas, gdy Amy, Louise i Luke dyskutowali o tym, co powinni zrobić z nowo odkrytą zdolnością Amelii usłyszeli alarm i głos nakazujący przerwać wykonywane czynności i przyjść do stołówki.

________________________
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze, bardzo wiele dla mnie znaczą :) Wesołych Świąt! :)

piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział 7

W lustrzanym odbiciu Amelia zobaczyła szczupłą dziewczynę o delikatnych rysach. Na oko była przynajmniej 10 kilogramów chudszą od niej. Miała duże niebieskie oczy. Amy spojrzała na twarz. Ani śladu jakiejś krostki, a nad lewą brwią nie było śladu po ospie. Dziewczyna poczuła wściekłość. Miała ochotę stłuc lustro, w którym widziała osobę, której nie poznawała. Nie była zadowolona z nowej figury i cery bez żadnej skazy. Dlaczego zabrali jej nawet głupią bliznę po ospie?  Utrata wagi, brak blizny, idealna cera to na pewno rzeczy za które większość byłaby wdzięczna, ale ona czuła tylko narastający gniew. Wzięła głęboki wdech, powstrzymując się przed zbiciem lustra i wyszła z łazienki. Weszła do łóżka, wślizgnęła się pod kołdrę, położyła i zamknęła oczy z nadzieją, że to tylko zły sen.

Amy leżała pochłonięta myślami. Teraz perfekcyjny wygląd tutejszych ludzi nabrał sensu. Zastanawiała się jaki sens ma to, że wszyscy są idealni. Nie o to przecież chodzi. To, że ludzie są niedoskonali sprawia przecież, że są piękni.
Z zadumy wyrwało ją pukanie do drzwi. Nie zamierzała otwierać. Nie chciała nikogo widzieć. Gość najwyraźniej tego nie wiedział i nacisnął klamkę. Amy patrzyła na otwierające drzwi z nadzieją, że może ma jeszcze super moc zamykania drzwi. Niestety nie.

Do pokoju weszła Louise, dziewczyna, którą poznała rano.
- Hej. Isabelle, nasza opiekunka kazała mi do ciebie zajrzeć i sprawdzić,czy wszystko dobrze.Dlaczego nie przyszłaś na obiad i kolację? - powiedziała Louise zamykając drzwi.Podeszła do łóżka i przysiadła na zielonej pościeli Amy.
Amelia całkiem zapomniała o posiłku i dopiero na wspomnienie o nim poczuła głód.
- Czy wszystko dobrze? Oh, wspaniale. To noc, że w jedną noc schudłam 10 kilogramów. To nic, że nie poznaje swojego odbicia. To nic, że nie mam pojęcia, gdzie jestem. Jednym słowem jest wspaniale. - Nie chciała oskarżać o to  Louise, ale musiała dać upust emocjom.
Brunetka patrzyła niedowierzającym wzrokiem na Amy i wymruczała coś pod nosem.
- Słuchaj, rozumiem, że nie wiesz o co chodzi, czujesz się zagubiona i tak dalej, ale daj spokój. Rozczulanie się nad sobą nic nie da. - Louise powiedziała to stanowczym i zdecydowanym tonem. Wstała, poprawiła swoją czarną sukienkę, która sięgała do połowy uda i wstała. Podeszła do drzwi, złapała za klamkę i rzuciła do Amy:
- Wstawaj, musisz coś zjeść.

Louise zaprowadziła Amy do jadalni. Amelia stwierdziła, że ją polubi. Było jej okropnie wstyd za to rozczulanie się nad sobą, ale postanowiła, że to nigdy się już nie powtórzy.
Dziewczyna wzięła kanapkę z szynką i butelkę soku pomarańczowego. Louise zaprowadziła ją do stołu, gdzie siedziała rudowłosa dziewczyna.
- Amy, Rachel, Rachel, Amy. - powiedziała Louise siadając.
- Hej. - rzuciła nieśmiało Amy, siadając obok nowo poznanej dziewczyny.
Rachel uśmiechnęła się w odpowiedzi. Miała krótkie, - co było rzadkością z tego co zaobserwowała Amy - rude włosy, różowe usta i zielone oczy. Amelia zastanawiała się, czy przed przybyciem do Akademii Rachel miała piegi.
- Co tam nowego? - Louise zapytała Rachel. Uśmiechnęła się i zwróciła do Amy:
- Rachel wie wszystko o wszystkim -
- Oj, nie przesadzaj - z uśmiechem odpowiedziała rudowłosa.- A więc między Ogniem, a Wodą wybuchł konflikt. Nie wiem dokładnie o co chodzi, ale nie wygląda to najlepiej.
- Naprawdę? Ale chyba nie zanosi się na coś poważnego? - zapytała Louise,
Amy nie miała pojęcia o czym rozmawiają, więc przestała słuchać.
Louise i Rachel dalej rozmawiały, teraz najwyraźniej o chłopcach, ale Amelia poczuła się niezręcznie.
- Ja już pójdę, nie będę wam przeszkadzać. - wstała i wzięła do ręki pustą butelkę po soku.
- Trafisz z powrotem? - zapytała Louise
Amy pokiwała głową i zwróciła się do Rachel:
- Miło było cię poznać. - rudowłosa tylko kiwnęła głową i delikatnie się uśmiechnęła.

Amelia szła przez szary korytarz w stronę holu. Żałowała,że nie zabrała telereportera.
Gdy o tym pomyślała, stwierdziła, że to zabawne, bo jeszcze wczoraj na myśl o tym, że będzie miała coś takiego postukałaby się w głowę.
Po 10 minutach marszu wreszcie doszła do holu. Poczuła zmęczenie i czego teraz chciała to prysznic i cieplutkie łóżko. Skierowała się w stronę drzwi do swojego pokoju.
- Buuuu! -  usłyszała i zobaczyła materializującego się przed sobą chłopaka. Miał gęste blond włosy i wyraźnie zarysowane mięśnie pod granatową koszulką, kończącą się pod obojczykami.
- Nudzi ci się? - przystanęła i spytała lekko poirytowana, przypominając sobie, że to ten chłopak, który śmiał się z niej rano, kiedy się potknęła.
- Spokojnie - chłopak podniósł ręce w obronnym geście - chciałem się tylko przedstawić. Jestem Luke.
- Amy - odpowiedziała. - Nie mam już dzisiaj ochoty na pogaduszki. Do jutra. - rzuciła i ominęła chłopaka.
- Dobranoc, słodkich snów. - rzucił rozbawionym tonem Luke.

Amy wzięła prysznic i położyła się do łóżka, sprawdzając czy okno jest zamknięte. Położyła się i wyczerpana zasnęła.

W środku nocy obudził ją wiatr. Podeszła do okna, było otwarte. Zamknęła je i spojrzała na biurko, na którym leżała zielona koperta z jej imieniem.